Nieumiejętne lokowanie produktów
Afera z promowaniem napoju izotonicznego, która trafiła do Komisji Etyki TVP, też nie pomogła publicyście w zachowaniu społecznego zaufania. A to przecież w jego zawodzie rzecz najważniejsza.
Przypomnijmy, że w 2013 roku prawdziwe poruszenie wywoływał wpis Lisa o przygotowaniach do Maratonu Warszawskiego. Zdjęcia dziennikarza na bieżni, który popija napój izotoniczny trzymając butelkę w taki sposób, by wyraźnie wyeksponować jego logo oraz podpis pod fotografią uściślający, w hotelu jakiej marki ćwiczy, nie zostawiają wątpliwości, że mieliśmy do czynienia z reklamą. Choć i w tym wypadku dziennikarz z pewnością zakładał, że czytelnicy nie dostrzegą kryptoreklamy, to fala krytyki posypała się pod adresem Lisa błyskawicznie. Sprawą zajęła się też Komisji Etyki TVP.
Prezenter starał się przekonać jej członków, że w jego internetowym wpisie w rzeczywistości nie było żadnej reklamy. Jak się okazało, prezenterowi udało się wyjaśnić całą sprawę. Eksperci uznali, że w działaniu Lisa nie ma niczego sprzecznego z etyką. Bohdan Pawłowicz, sędzia Komisji, powiedział, że reklama natywna czy też lokowanie produktu nie jest tym samym co reklama, a więc z punktu widzenia Komisji sprawa nie istnieje. Koniec końców Tomasz Lis po raz kolejny spadł na cztery łapy (Komisja Etyki TVP nie ukarała go za promowanie napoju i sieci hoteli).
Z jednej strony kryptoreklama na blogu Lisa stała się przedmiotem zarówno kpiny i szyderstw (w sieci roiło się od prześmiewczej twórczości internautów w tym temacie), a z drugiej powszechnego potępienia ze strony dziennikarskiego środowiska i medioznawców. Zwłaszcza ci ostatni podkreślali wyraźny rozdźwięk pomiędzy dziennikarską wiarygodnością a komercyjną działalnością. Jak skomentował wówczas Eryk Mistewicz, specjalista w zakresie marketingu politycznego, tego typu działania, które podjął na swoim blogu Tomasz Lis, niszczą zaufanie do dziennikarzy i dziennikarstwa.
Warto przy okazji wspomnieć, że to nie pierwszy raz, gdy Lis trafił przed oblicze ekspertów.