Chciał dostać się na wizję
Terrorysta lub szaleniec z TVP. Tak Adriana M., nieco na wyrost, nazwały media. Kiedy jednak uzbrojony w pistolet gazowy (do złudzenia przypominający broń palną) mężczyzna wkroczył do budynku Telewizji Polskiej z żądaniem wejścia na wizję, trudno było nazwać to inaczej. Wydarzenia jak z sensacyjnego filmu miały miejsce pod koniec września 2003 roku, choć mimo wszystko Adriana M. trudno nazwać bezwzględnym przestępcą.
W bloku F na Woronicza na oko 25-30-letni mężczyzna pojawił się kilkanaście minut po godzinie 20. Chciał dostać się do studia, z którego nadawane są wejścia na żywo, w tym celu powiedział ochronie, że ma do przekazania nagranie: "mam materiał do emisji na żywo. Pilny" - relacjonowało "Życie Warszawy".
- Wieczorem do dyżurnego Jedynki zadzwonił ktoś z portierni i powiedział, że chce przekazać kasetę. Ponieważ nie zamawiano materiału, nikt nie zszedł do dzwoniącego - powiedział "Rzeczpospolitej" jeden z dyrektorów TVP.
Zignorowany mężczyzna użył wtedy przemocy. Wyjął pistolet, przyłoży go do skroni strażnika, a ten zaprowadził go do studia 7, z którego miał być nadany "Sport Telegram".
- Mężczyzna mówił bardzo spokojnie, ale podniesionym głosem. Miał w oczach coś strasznego - opowiadał z kolei "Gazecie Wyborczej" młody pracownik TVP, świadek zdarzenia. Inni też potwierdzili łagodne zachowanie napastnika, który jak podała stołeczna gazeta, przepraszał mijanych w budynku pracowników TVP, że wziął zakładnika. To z nim zamknął się w "siódemce" i cały czas trzymał go na muszce. W tym czasie przed budynkiem na Woronicza roiło się już od policji, służb medycznych i dziennikarzy innych stacji.