Nie czas ani nie miejsce na sztukę dla sztuki
Oppenheimer tłumaczy, że zdecydował się na wprowadzenie do historii inscenizacji po przeprowadzeniu wywiadów z ponad 40 członkami brygad śmierci. Zauważył, że każdy z nich z wielkim oddaniem wciela się w kolejne postaci. To widać. Dokument w lekki, ale jednocześnie porażający sposóbopisuje drogę, jaką przechodzą kolejni liderzy.
Twórcy często powtarzają, że jeśli opowiedziana przez nich historia zmieni choćby jedną osobę, warto było ją nakręcić. „Scena zbrodni“ do takiej zmiany rzeczywiście doprowadza. Choć po premierze Adi Zulkadry oświadczył, że nie podoba mu się, że film Oppenheimera stał się komercyjnym projektem, a on nie dostał za niego żadnych pieniędzy (prócz dniówek na planie), Anwar Congo przeszedł interesującą ewolucję.
W jednej z finałowych scen były kat wkracza na scenę zbrodni i zamiast opowiadać o kolejnych zabójstwach, kuli się i głośno wymiotuje. Oppenheimer długo mu się przygląda, nie oszczędza ani jego, ani swoich widzów. W kolejnej sekwencji Congo ewidentnie nie wytrzymuje psychicznie inscenizowanej sceny podduszenia metalowym drutem, choć wcześniej z radością opowiadał, że to jego ulubiona metoda zabijania.