Cisza, pustka i brak kompetencji
To już chyba tradycja, że na prowadzącą program w hotelowej recepcji czeka tylko... hulający wiatr. Nie inaczej było, gdy Rozenek przekroczyła próg Hotelu Granada. Cisza jak makiem zasiał. Po jakimś czasie udało jej się znaleźć zagubioną recepcjonistkę, która za pokój zażyczyła sobie 180 złotych. Niestety, w cenę nie był wliczony postój za parking, więc gwiazda musiała dopłacić kolejne 20 złotych. Gdy w końcu otrzymała upragniony klucz i weszła do swojego pokoju, przeraziła się.
- Nie pachnie ładnie. Tu się dzieje wszystko. Boże, kto to projektował? To jest po prostu brzydkie. Wykładzina wygląda, jakby ktoś na nią zwymiotował. Mam za to telewizor, ale muszę dokonać wyboru: albo się przeglądam w lustrze wiszącym za nim, albo oglądam telewizję. Radio jest nieustawione. Ściany są w koszmarnym żółtym kolorze - powiedziała.
Oprócz tego, w pomieszczeniu panował chłód, dywan domagał się odkurzenia i porządnego prania, dziurawa narzuta na łóżko aż prosiła się, aby ją wyrzucić, a w telefonie brakowało najważniejszej funkcji - nie można było z niego skorzystać, bo po prostu nie działał. Oburzona warunkami, w jakich przyszło jej spędzić kolejne dni, Rozenek ruszyła do hotelowej restauracji.