Festiwal wpadek w "MasterChefie"
To już niemal tradycja, że ostatnie odcinki "MasterChefa" obfitują w żenujące sytuacje, które irytują widzów. W 4. edycji nie było inaczej. W półfinałowym odcinku TVN po raz kolejny zaliczył wpadkę i za wcześnie ujawnił nazwiska finalistów. Przypomnijmy, jak do tego doszło.
Stacja, jak zawsze na chwilę przed ogłoszeniem wyników, pokazała reklamy. Zniecierpliwieni widzowie, którzy nie mogli doczekać się werdyktu jurorów i z nudów przeglądali stronę programu na Facebooku, musieli się zdziwić, gdy przeczytali, którzy uczestnicy przeszli do kolejnego etapu. Jak to możliwe?
Wszystko dlatego, że TVN udostępnił na fanpage'u zdjęcie Damiana Kordasa i Adama Kozaneckiego, którzy cieszą się z wygranej. Fotografię opatrzono wymownym podpisem: "Jedno jest pewne, IV polskim MasterChefem zostanie mężczyzna! Który? Tego dowiemy się za tydzień". To właśnie wtedy stało się jasne (oczywiście jedynie dla internautów, bowiem w telewizji wciąż trwała przerwa reklamowa), że z programem pożegnała się Klaudia Budny.
To wciąż nie wszystko. Tydzień później nazwisko kucharza, który wygrał telewizyjne show przedwcześnie opublikowała... Wikipedia. Informacja ta ujrzała światło dziennie już o godz. 20:30, czyli godzinę przed zakończeniem finałowego odcinka. Niestety, to nie wszystkie gafy, które wydarzyły się w ostatnim odcinku. Okazało się, że TVN nie pokazał wszystkiego, co podczas finału zarejestrowały kamery. Dopiero po emisji ostatniego odcinka wyszło na jaw, że Adam Kozanecki przygotował sześć, a nie pięć dań. Jego ostatnia potrawa, czyli czernina z galaretką z gruszek, choć dotarła na stół jurorów, nie została zaprezentowana widzom.
- Gdzie moja czarnina? No gdzie? Ale lipa. Gdzie moje 6 danie? - pisał oburzony Kozanecki na Facebooku (zachowano oryginalną pisownię).
Aż chciałoby się powiedzieć, że już nie możemy doczekać się nowej edycji "MasterChefa" i kolejnych żenujących wpadek. Trudno będzie jednak przebić to, co w tym roku zaserwował nam TVN.