"Hotel Wiatrak", czyli miejsce z niewykorzystanym potencjałem
Ania i Arek, którzy prowadzą "Hotel Wiatrak", mają jeszcze dwa biznesy. Myśleli, że dadzą radę zaangażować się w kolejny i dlatego na ten obiekt wzięli kredyt w wysokości 100 tys. złotych. Mężczyzna spędzał 10 godzin dziennie, zajmując się zaopatrzeniem, kuchnią i zarządzaniem posiadłością. Niestety, praca nie przekładała się na sukces obiektu. Brak klientów, chaos organizacyjny i nieumiejętna komunikacja sprawiły, że ucierpiało także ich małżeństwo. Małgorzata Rozenek starała się znaleźć przyczyny tego niepowodzenia. I długo nie musiała ich szukać.
Już na początku okazało się, że hotel nie wykorzystuje swojej podstawowej zalety, czyli zabytkowego wiatraka, w którym zamiast apartamentów są rupiecie. Jeszcze większy zawód spotkał jednak prowadzącą, kiedy zaczęła zwiedzać hotel i pokoje. Brak recepcji, dobrego smaku w wystroju wnętrza, a w toaletach nawet desek klozetowych doprowadził gwiazdę do szału. Do tego niewyobrażalny smród, który unosił się w pomieszczeniach.
- Czy pan czuje jak tu śmierdzi? Nigdy nie byłam w domu publicznym, ale wyobrażam sobie, że tak one wyglądają. Różowe ściany i czerwone pikowane obicia - z niesmakiem zwróciła się do recepcjonisty, kiedy stanęła w progu swojego pokoju.
Zwiedzanie reszty obiektu przyniosło kolejne przykre niespodzianki. Co ciekawe, z 10 pokoi dla gości dostępnych było tylko 8. Dwa ostatnie właściciele wynajmowali muzykom współpracującym z hotelem, ale za żadne skarby nie chcieli ich udostępnić prowadzącej program. Jak się później okazało, dlatego że tam też - podobnie jak w zabytkowym wiatraku - urządzono składowisko śmieci. Do konfrontacji Rozenek z właścicielem doszło w najpiękniejszym i jednocześnie najbardziej zaniedbanym miejscu, czyli w wiatraku.