"Niewidzialna ręka" poruszyła dzieci i... milicję
Zasady Niewidzialnych były proste: należało być wyczulonym na potrzeby znajdujących się wokół ludzi, przyjść im z pomocą, ale co najważniejsze, anonimowo. Pomaganie miało być celem samym w sobie, a nie środkiem do osiągnięcia popularności czy zdobycia pochwał. Pomysł, który zrodził się w młodzieżowej gazecie, miał kształtować w młodych ludziach prospołeczną postawę, krzewić idę altruizmu. Akcja narodziła się w wakacje 1957 roku. To wtedy mająca przerwę od obowiązków młodzież, miała sporo wolnego czasu, który - dzięki pomysłowi redaktorów gazety - mogła spędzić w pożyteczny sposób. I tak, w różnych miejscach kraju dzieci pomagały innym. Nie musiały być to akcje spektakularne. Wystarczyło np. skosić komuś trawnik, przynieść staruszce wody ze studni czy zbić ławeczkę. Po wykonanej akcji jedynym śladem po jej autorze była kartka z odciśniętą dłonią.
"Niewidzialna ręka" zdobywała zwolenników w tak imponującym tempie, że jak wspominał redaktor, Stanisław Borowiecki, zainteresowała nawet aparat państwowy.
- To była akcja, która strasznie się rozpowszechniła w całej Polsce. Mieliśmy nawet pewne kłopoty, bo zainteresowała się tym Milicja Obywatelska, czy to nie jest jakaś dywersyjna akcja. Jak im wytłumaczyliśmy, o co chodzi, to się uśmiali - opowiadał w dokumencie Sławomira W. Malinowskiego "Niewidzialna ręka - legendarne bractwo".
Popularność "Niewidzialnej ręki" stała się jeszcze większa, gdy kilka lat później w TVP powstał program o tym samym tytule. Jak wspominał jego twórca, Maciej Zimiński, początki "Niewidzialnej" były bardzo śmieszne.