Długo znajdowała się ''pod kloszem''
- Rodzice byli nadmiernie troskliwi i bardzo wymagający. Dziś moja mama tłumaczy, że chciała, abym się zmobilizowała i nie spoczęła zbyt wcześnie na laurach. Z czasem wydoroślałam i udało mi się to poczucie wartości zbudować. Ale to był długi proces – opowiadała Socha o dzieciństwie na łamach "Pani".
Przyczyniły się do tego studia aktorskie na warszawskiej Akademii Teatralnej. Małgorzata Socha dostała się bez większych kłopotów. I chociaż rodzice z pewnością byli zaskoczeni jej wyborem, nie bronili realizować pasji, ale jednocześnie długo nie wypuszczali spod rodzicielskiej kontroli.
- Mnie wszystko przychodziło dość łatwo, dobrze radziłam sobie z zadaniami aktorskimi. Nie znosiłam tylko śpiewu. To była jedna trudność. Drugą byli moi rodzice, którzy wciąż traktowali mnie jak małą córeczkę. W akademii zajęcia trwają długo, potem są jeszcze próby, które później przenoszą się do Marcinka (pub na Starym Mieście). I to jest rzeczywiście najciekawsze. A moje studiowanie wyglądało tak, że rodzice często czekali na mnie przed akademią albo Marcinkiem i odwozili do domu. Dlatego uważam, że studiowanie w tym samym mieście, w którym znajduje się dom rodzinny to strategiczny błąd. Czasem miałam wrażenie, że kolegom było mnie żal – dodała.