Wiedziała, że musi wrócić do normalności
Dopiero po czterech latach od tego tragicznego zdarzenia, Kuszyńska zdecydowała się przerwać milczenie i udzielić pierwszego wywiadu. Wyznała wówczas, że powrót do normalnego życia był podzielony na kilka etapów. Najpierw ten najtrudniejszy - powrót ze szpitala, potem żmudna rehabilitacja, próba pogodzenia się z losem i w końcu zrozumienia tego, co się wydarzyło.
- Na początku myślałam sobie, jestem na wózku - zatem nie będę śpiewać. Ale potem doszłam do wniosku, że wciąż mam głos. Uświadomiłam sobie, że gdybym straciła głos, a mogła chodzić, to byłaby dla mnie największa tragedia, najgorsza rzecz. I gdyby ktoś zapytał, czy chciałabym to zamienić, odzyskać możliwość chodzenia w zamian za utratę głosu, w ogóle nie mam wątpliwości. Potrzebuję swojego głosu, nóg tak bardzo nie potrzebuję, bo mam te kółka - powiedziała w rozmowie z portalem tvp.info.
Gdy oswoiła się z nową sytuacją, zdecydowała się wrócić do tego, co kocha najbardziej - śpiewania. Choć pierwszy występ po wypadku okazał się dla niej niesamowitym przeżyciem i wiązał się z ogromnym lękiem, nie poddała się. Wiedziała, że jeśli teraz nie pokona strachu, zawsze będzie ją paraliżował, a ona już nigdy nie pojawi się na scenie.
- Ten stres, który odczuwałam wtedy był irracjonalny wręcz, miałam gorączkę, przeżywałam go bardzo. To było dla mnie takie - być albo nie być. (...) Ale wiedziałam, że jeśli się na to zablokuję, odetnę jakąś ważną część życia i nie będę wiedziała, co dalej - dodała w tym samym wywiadzie.