Idealny czarny charakter
W finale znalazła się wspólnie z Jerzym Dzięciołem i Manuelą Michalak, ale Małgorzata Maier nie cieszyła się taką sympatią, jak oni. Za sprawą wyrazistego charakteru oraz często wygłaszanych na temat innych domowników opinii, w oczach wielu widzów uważna była za intrygantkę i dwulicową kobietę. Jak twierdzi, niewiele wspólnego miało to z rzeczywistością, ale takie były reguły gry. Tak przynajmniej tłumaczył uczestnikom psycholog, który przygotowywał ich na opuszczenie domu Wielkiego Brata, jak ujawniła w rozmowie z Wiktorem Krajewskim z Onetu, Maier.
- W serialu nie mogły grać same pozytywne postaci, bo byłoby nudne i nieciekawe dla widzów. Kreowano więc czarne charaktery. Mam w zwyczaju, że gdy coś mi się nie podoba, to mówię o tym głośno. Tym samym stałam się idealnym materiałem na bohaterkę na wskroś negatywną. Prawdziwa jędza. To straszne, jak mnie pokazano. Pokazano? Nie, pokazano dobrze, oceniono źle. Chciało mi się śmiać, gdy oglądałam później fragment, jak Martyna Wojciechowska, która była głosem lektora, mówiła: "Małgorzata znowu obgaduje Alicję". Pamiętam to jak dziś!- wyznała, dodając przy tym, że twórcom programu wyjątkowo łatwo było manipulować uczestnikami.