Zespół był duży, ale niewiele potrafił
W czym tkwił problem Andrzeja i jego żony? Dlaczego lokal nie przynosił zysków? Małżonkowie otworzyli restaurację "Blue Moon" kilka lat wcześniej. Zainwestowali w nią mnóstwo pieniędzy, nad wystrojem pracował projektant. Przez jakiś czas biznes na siebie zarabiał, ale wkrótce sytuacja uległa zmianie. Aby utrzymać lokal, składała się na niego cała rodzina. Problemy finansowe zaczęły ją jednak wyniszczać.
- Zgodziłam się na restaurację. Nie mam ani rodziny, ani niczego - płakała żona właściciela.
W lokalu pracowało sporo osób, ale okazało się, że podczas kuchennych rewolucji w kuchni nie było nikogo z kwalifikacjami. Szef gotować uczył się sam, jego żona pomagała w sprzątaniu, kilka uczennic usiłowało wykorzystać posiadaną skromną wiedzą.
- Po co was tyle? - pytała Gessler. Spory zespół okazał się bowiem niekompetentny. Wyszło na jaw, że kucharki niedawno odeszły z pracy, a na nowe ogłoszenie nikt nie odpowiedział.
- To jest kompletny kosmos - podsumowała restauratorka. Była zła, ponieważ w podobnych warunkach nie sposób było przygotować restaurację do zmian i ponownego otwarcia.
- Ale pan jest kucharz! Jak ze mnie piosenkarka. Pan w ogóle nie umie gotować - Gessler wyładowała emocje i zrobiła małe przedstawienie przy okazji przeglądu kuchni. Rzuciła czerwonym barszczem w proszku, a kilka pojemników z jedzeniem wylądowało w koszu. Tylko czy podobne gesty mogły w czymkolwiek pomóc?