"Blue Moon"
Właściciele tej restauracji okazali się tyranami. Choć uważali, że wystrój wnętrz jest zbyt elegancki i właśnie to odstrasza klientów, szybko okazało się, że problem tkwi w kuchni. Wiele potraw było doprawianych chemią, zaś barszcz serwowano... z proszku. Szybko wyszło na jaw, że zwyczaje na kuchni są narzucane przez właścicieli. Co więcej, pracownice żaliły się, że szef ma napady agresji i zastrasza obsługę. Tego było za wiele, restauratorka nie zamierzała pomagać komuś, kto nie szanuje pracowników i… przerwała rewolucję. Sprawa stanęła na ostrzu noża, właściciele nie widzieli w sobie winy, a zamieszanie nazwali zwykłym show. Pracownice z kolei zrezygnowały w końcu z pracy.
Gessler jednak z ciekawości postanowiła sprawdzić jakiś czas później, co się stało z restauracją. Okazało się, że stery przejął syn właścicieli, a tamci… wyjechali za granicę. Niespodziewany obrót spraw był jednak zbawienny, lokal w Wałczu znów zaczął tętnić życiem.