Więcej kierowników niż pracowników
Przekraczając próg "Dzikiego Wina" Magda Gessler nie wiedziała, czego się spodziewać. Zaskoczył ją wystrój, który nie współgrał z nazwą oraz okropny zapach.
- Kuchnia staropolska? Czemu tu pachnie klopem? Pryskaliście czymś? Bo jedzeniem tu na pewno nie pachnie - pytała właścicieli, których jak się okazało, było więcej niż pracowników. Do kierowania lokalem poczuwali się brat i siostra, ojciec i jego nowa partnerka, a także menadżerka. Historia tego miejsca okazała się równie zawiła, jak jej zarządzanie.
"Dzikie wino" założyła matka rodzeństwa, z którym wcześniej prowadziła gastronomiczny biznes. Po jej śmierci Joanna i Marcin zostali z restauracją sami i sytuacja zaczęła ich przerastać. Wtedy z pomocą przyszedł im ojciec, ale w zamian za finansowe wsparcie, 58-letni Stanisław wraz z nową partnerką postanowił przejąć stery w restauracji. Niestety, ani odsunięcie dzieci od biznesu, ani wsparcie pani Marii nie pomogło restauracji.
Stanisław ciął koszty tam, gdzie nie powinien, czyli na ogrzewaniu, wodzie, sprzęcie, produktach i co najgorsze - wypłatach pensji dla załogi. Kombinowanie i kłamstwa pana Stanisława sprawiły, że sytuacja w "Dzikim Winie" nie tylko nie ulegała poprawie, ale była nawet gorsza niż wtedy, kiedy kierowały nią jego dzieci.
Jak można było się tego spodziewać, Gessler nie była zachwycona tym miejscem, a degustacja nie polepszyła jej nastroju.