Nieoczekiwany splot wydarzeń
Ostatniego dnia rewolucji lokal został wyremontowany - czerń i czerwień została zastąpiona bielą, kolorem niebieskim. Dodatkowym elementem wystroju wnętrza były durszlaki powieszone na ścianach. Restauracji nadano mu też nową nazwę: "Nie bo mleczne".
W trakcie przygotowywania "porewolucyjnej" kolacji nie zabrakło dramatów: zepsuł się blender, a palników w kuchenkach, zdaniem Gessler, było zdecydowanie za mało. Najgorsze miało jednak dopiero nastąpić: restauratorka, zrażona lekceważącym i niemalże agresywnym zachowaniem szefowej Justyny, wyszła przed końcem posiłku.
- Dziękuję i współczuje serdecznie. "Nie bo mleczne" zostawiam pani z piekła rodem - mówiła, żegnając się z pracownikami.
Gessler pojawiła się w "Nie bo mleczne" po siedmiu tygodniach, pełna obaw względem tego, co zastanie na miejscu. Okazało się jednak, że rewolucja zakończyła się, przynajmniej na razie, sukcesem. Chociaż gwiazda TVN-u miała kilka zastrzeżeń, to dania jej smakowały, a szefowa Justyna wyznała, że pogodziła się z mężem.
Zobacz także: Magda Gessler o sukcesie "Kuchennych rewolucji"