"Kto poślubi mojego syna?" jak "Miłość na bogato"
Inna sprawa to rażąco wyreżyserowane sceny i dialogi. To nie jest program, w którym podgląda się uczestników w prawdziwych sytuacjach, to raczej paradokumentalna telenowela, w której ogląda się ich w sztucznie zaimprowizowanych warunkach.
Szczególnie słabo wypadły "imprezy" kawalerów w stolicy, które ku zdziwieniu wielu widzów, odbywały się w pustych klubach. Jak widać, wyraźnie zainspirowano się "Miłością na bogato", ale i "Warsaw shore", bo uczestnicy poszli na całość.
Choć zdajemy sobie sprawę, że twórcy programu dążyli do kontrowersji i podkręcenia emocji, całość wyglądała żenująco. Zwłaszcza dla niektórych z bohaterów końcowy efekt trzeciego odcinka może się okazać wyjątkowo smutnym doświadczeniem. Jest spora szansa, że niekorzystne kadry z programu będą ciągnąć się za chłopakami do końca życia. Ale z tym ryzykiem ci śmiałkowie musieli się liczyć.