Sylwia chce się pozbyć rywalki
W ostatnim odcinku Sylwia zaprosiła Marzannę na spacer. Nic nie zapowiadało, że zwykła przechadzka zakończy się zszarganymi nerwami i poważnymi przetasowaniami w programie. Najstarsza uczestniczka postanowiła wytoczyć najcięższe działa.
- Wczoraj była taka sytuacja, byłyśmy same z Wiktorią. Zapytałam, czy się zakochała, jaki jest twój stosunek do Artura. Powiedziała: jak będzie trzeba powiedzieć, że go kocham, to powiem. Pytam, czy rzeczywiście coś do niego czujesz. Powiedziała, że nie, ale dla tego pierścionka jest w stanie zrobić wszystko, bo zmieni się jej życie. Stwierdziła: ja jestem suczką - powiedziała Sylwia.
- Tak dosłownie powiedziała? - zdziwiła się Marzanna.
- Tak, "suczką". Pytam, jak to mam interpretować, a ona mówi, że chce bogatego męża, że rok może popracować, a potem, żeby ktoś ją utrzymywał.
Choć Marzanna wcześniej z dużym dystansem traktowała wszystko to, co usłyszała od kandydatek na synowe, tym razem było inaczej. Wydawać by się mogło, że jedna z najrozsądniejszych matek w programie uwierzyła w każde słowo Sylwii.
- W tej chwili to jestem rzucona na twarz! Taka młoda osoba powinna wiedzieć, że w pewnym momencie i tak będzie sama dla siebie - nikim. Gdzie ja żyję, Boże! Miałam zupełnie inny obraz Wiktorii. Tak, jak zostałam wymanewrowana, to ja jeszcze do tej pory nie potrafię w to uwierzyć. Gdybym nie miała obrazu takiej niewinnej dziewczynki, to może mniej by mnie to bolało. Jakoś nie mogę sobie tego poukładać. Czuję się oszukana. Nie tak to sobie wyobrażałam! - rozpaczała.