Afera z Durczokiem dzieli środowisko
Najlepszym dowodem na podziały w medialnym środowisku, o których mówił Kraśko, jest chociażby reakcja na ostatnią publikację "Wprost". Tzw. mainstreamowi dziennikarze sugestie tygodnika na temat Durczoka określają najczęściej mianem nagonki. Bezpośrednio w obronie szefa "Faktów" nikt nie staje, ale zwraca się uwagę na braki konkretnych dowodów przeciwko gwieździe TVN ws. rzekomego molestowania seksualnego. Autorzy kontrowersyjnej publikacji wywlekają zaś w artykule rzekome brudy pod adresem dziennikarza, tyle że dotyczące jego prywatności. W prawicowych mediach najczęściej przewijają się zaś opinie, że taka postawa to próba odwrócenia uwagi i obrona "swojego człowieka".
Co ciekawe, działania Sylwestra Latkowskiego i Michała Majewskiego potępił Sławomir Jastrzębowski z "Super Expressu", który ocenił głośną publikację "Wprost" krótko i dosadnie:
-To nie jest żadne dziennikarstwo, to jest czyste obrzydlistwo- czytamy na stronach serwisu wirtualnemedia.pl. Zdaniem redaktora naczelnego tabloidu: "chodzi wyłącznie o mechanizm 'unurzania', czyli skojarzenia szefa 'Faktów' z czymś niewłaściwym".
Jeszcze ostrzej podsumował sprawę medioznawca prof. Maciej Mrozowski ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej:
- Jesteśmy w sytuacji, że jakaś dziennikarka coś anonimowo powiedziała, ktoś coś skojarzył, a do tego pojawiły się fakty, że ktoś gdzieś mieszkanie przeszukał. Z tych szczątków redakcja tygodnika "Wprost" zaczyna układać bardzo brukową i szmirowatą opowieść, która być może bazuje na ludzkich ułomnościach, stresie, przepracowaniu, może na jakiś dewiacjach, a może jest zwyczajnym gnojeniem publicystycznym - skomentował dla serwisu wirtualnemedia.pl Mrozowski.
KM/AR