Nagle zaczęła tracić kontrolę nad swoim życiem
Dla wielu osób show-biznes jest synonimem wyśmienitej zabawy i szalonych imprez do białego rana. Popularność wiąże się z zachwytem fanów, rozdawaniem tysięcy autografów i spacerami po czerwonym dywanie. Niejednej gwieździe sława może przewrócić w głowie. Jednak nie Stankiewicz. Jak sama wokalistka przyznała, rozgłos jej nie imponował. Wprost przeciwnie - z każdym dniem coraz bardziej ją przerażał.
- W pewnym momencie moja popularność stała się nienormalna. Zaczynała przyjmować formę, która naruszała spokój moich bliskich, a nawet zagrażała mojemu życiu. Listy z pogróżkami czy stękające telefony stały się codziennością. Pamiętam np. historię z chłopakiem, który przyjechał do Działdowa i kilka dni obserwował, jak funkcjonuje moja rodzina. Któregoś dnia zapukał do drzwi. Mama otworzyła, a on pyta, czy jest Kasia. Mama na to, że nie, bo gramy koncert. A on, że chciałby zostawić mi zeszyt z listami i swoimi wierszami. Mama się zgodziła Potem otworzyła ten zeszyt, a w nim były moje zdjęcia ze śladami różnych wydzielin, teksty nie do cytowania czytelnikom - powiedziała na łamach "Gali".
Okazało się jednak, że to nie zawartość przesyłki najbardziej przestraszyła rodzinę Stankiewicz. Dopiero późniejsze informacje wprawiły ich w osłupienie.