Casting na szeroką skalę
- Skoro już przy dzieciach jesteśmy...w "Kołysance" zagrała czwórka małych wampirząt. Jak trafiły do obsady?
To był casting na bardzo szeroką skalę. Robiła go Majka Skryśkiewicz, drugi reżyser od castingu. Przejrzała dwie setki dzieci. Do mnie trafiło kilkadziesiąt wybranych. Zrobiłem swój casting. Zostało po kilkoro dzieci na rolę. Te, które wybraliśmy, sprawdziły się. Toteż z wyboru jestem zadowolony. Po drodze były pewne wątpliwości, ale rozwiały się w trakcie realizacji filmu. Z dziećmi dziwnie się pracuje. One w polskich filmach na ogół są sztuczne, a w "Kołysance" młodzi aktorzy byli zdolni i udało się, żeby tego nie było widać. Najgorsza praca była z najmłodszym, rocznym Kubą, z którym nie można się było porozumieć. Trzeba było sposobów. Od razu chciałem zaangażować bliźniaki. Jak jeden się zmęczy, kręcimy z drugim. To zadziałało. Jak potrzebowaliśmy, żeby płakał, kręciliśmy tego zmęczonego, a jak miał nie płakać, kręciliśmy tego, który odpoczywał. Trojaczków, niestety, nie znaleźliśmy.