Mikołaj Roznerski
Celebruje święta Bożego Narodzenia, bo wie, że rodzina to największa wartość w życiu człowieka i że trzeba doceniać każdą wspólnie spędzoną chwilę. Stawia na równowagę między domem i pracą.
Jestem całkowitym przeciwieństwem Marcina, którego gram w „M jak miłość” - nie buntuję się tak jak on. Do Bożego Narodzenia mam jak najbardziej tradycyjne podejście - to dla mnie dni, które spędzam z rodziną. Wszyscy zbieramy się w jednym miejscu, o co nie nie jest łatwo. Mamy ku temu okazję góra dwa-trzy razy w roku, dlatego bardzo sobie cenię wspólnie spędzone chwile. Z moją ukochaną i synkiem jeździmy na przemian do jej i moich rodziców. Nie korci nas, żeby czynić inaczej i wykorzystywać na relaks dni wolne od pracy. Wychodzę z założenia, że na narty mogę pojechać w innym terminie. Zawsze znajdzie się na to czas w ciągu roku. „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” - tak myślę i z tego powodu wolę spędzić święta z rodziną. Nacieszyć się wszystkimi, poczuć atmosferę. Nasz synek jest jeszcze bardzo malutki, więc w tym roku żadne z nas nie przebierze się za Świętego Mikołaja. Myślę, że nie zrozumiałby, kim jest ten facet w czerwonym ubraniu i czego chce. Zresztą gdy dorośnie, prawdopodobnie też nie
będę tego robił. Pochodzę z Dolnego Śląska, a tam przychodzi Gwiazdka. Chcę, żebyśmy tę tradycję kultywowali w naszym domu. Prezenty oczywiście będą, ale bez szaleństw. Ważniejsze dla mniej jest to, by usiąść razem przy stole, porozmawiać, pośmiać się. Podarki są w święta tylko i wyłącznie bardzo miłym dodatkiem do całej reszty. Choćby do kapusty z grzybami, bez której nie ma dla mnie Wigilii. I do wspólnego śpiewania kolęd, które w naszej rodzinie jest bardzo zabawne. Żadne z nas nie ma zdolności wokalnych, każdy śpiewa jak może, czyli pod własną melodię. Muszę przyznać, że nawet aktorowi trudno się w tym odnaleźć, ale taki już nasz rodzinny urok. Zawsze jest bardzo komiczne i jednocześnie radośnie. Święta to dla mnie okres wyciszenia. W tym roku co prawda gram dwa spektakle między świętami a Sylwestrem, ale podchodzę do tego na luzie. Mam jedno życie i nie chcę sobie na jego koniec uzmysłowić, że pamiętam tylko pracę. Trzeba znaleźć równowagę.