Połowiczny happy end
Pomimo zapewnień właścicieli, że skąpstwo nie leży w ich naturze, trudno oprzeć się wrażeniu, że było zupełnie inaczej. Gospodarze usiłowali na wszystkim zaoszczędzić, a Gessler znana jest z tego, że uwielbia gotować z rozmachem i nie uznaje półśrodków. To musiało skończyć się bolesnym zderzeniem.
Szybko okazało się, że finałowa kolacja może w ogóle nie dojść do skutku, ponieważ w restauracji zabrakło dużych garnków, kotłów do gotowania, a także wina, które miało zostać podane gościom. Gdy Konrad dowiedział się, że gwiazda nie wyobraża sobie dalszej pracy bez wszystkich potrzebnych urządzeń i elementów, rzucił w złości:
- To jest wszystko robione na wariackich papierach. Bez sensu. Nikt o normalnych nerwach tego nie wytrzyma. Mam dosyć tej pi***olonej rewolucji! Po co nam to było?!
W rezultacie kolacja się odbyła, ale z opóźnieniem. Została uratowana tylko dzięki sprawnej i szybkiej interwencji kucharzy, którzy w przeciwieństwie do właścicieli chętnie współpracowali z Magdą Gessler.
- Nie wierzyłem, że ona tak podniesie kuchnię. Miałem ją za wredną babę, ale odwołuję to, co mówiłem - przyznał jeden z pracowników.
Po czterech dniach rewolucji w końcu wszyscy mogli odetchnąć z ulgą. Goście najedzeni, a nowy wystrój wnętrza zachęca do pozostania przy stołach dłużej. Restauracja "Szachownica" to już przeszłość. Dziś w jej miejscu stoi "Francja Elegancja", a specjalnością kuchni są mule, wołowina w cydrze oraz naleśniki z musem jabłkowym i karmelowym sosem. Czy po pięciu tygodniach efekt metamorfozy wciąż był widoczny? Owszem, ale Gessler uznała rewolucję warunkowo, ponieważ dopatrzyła się kilku uchybień. Wciąż nie wierzyła w przemianę właścicieli, jednak całą nadzieję upatrywała w zdolnościach kucharzy.
- Żeby było pysznie, panowie muszą jeszcze ciężko popracować i mieć trochę mniejszego węża w kieszeni - podsumowała wizytę w Poznaniu.
AR/KM