"Nie pchałam się na ścianki"
Elżbieta Zapendowska dzięki "Idolowi" stała się osobowością telewizyjną i brała udział w kolejnych muzycznych talent show. Nie znosiła przy tym zdobytej sławy.
- Zagadywali mnie obcy ludzie na pogrzebach, na schodach, na ulicy. Świątek, piątek, lepszy albo gorszy dzień, gorączka, ledwo żyjesz, jesz coś w restauracji, a oni nie dają ci spokoju. Nie pchałam się na ścianki, a i tak fotoreporterzy robili mnóstwo zdjęć - mówiła w książce.
- Dzisiaj, na szczęście, jest spokojniej - wyznała Zapendowska. - Nawet bywa przyjemnie, kiedy idę do urzędu i ktoś mi coś sprawnie załatwia, bo mnie pamięta. Właśnie przeprowadziłam się z powrotem do Warszawy, ale przez lata wolałam siedzieć na wsi, tam miałam spokój. Pracowałam w zawodzie, uczyłam. Do niedawna prowadziłam kameralny teatrzyk muzyczny w Serocku.
Opowiedziała też o zmianach w życiu osobistym. - Nazwisko zachowałam, choć mieszkam dziś już z innym partnerem. Zapendowski zmarł lata temu, ale zdążyłam nie zostać wdową, bo rozwiedliśmy się dużo wcześniej w przyjaźni. Wspaniały to był człowiek ten Zapuś, tylko niezbyt dobry do wspólnego życia - wyznała Elżbieta Zapendowska.