Prawdziwe emocje
Elżbieta Zapendowska miała 55 lat, gdy trafiła do "Idola" jako najmniej znana członkini jury. W książce "Dawno temu w telewizji" Kamila Bałuka zwróciła uwagę, że 21 lat temu największą rozpoznawalnością cieszył się Jacek Cygan, a po nim Robert Leszczyński. I to dopiero "Idol" rozsławił na całą Polskę nazwisko Wojewódzkiego i Zapendowskiej.
Ona sama nie miała parcia na szkło, ale nie żałuje, że wzięła udział w historycznym przedsięwzięciu, jakim był "Idol". Bo choć polska telewizja znała format muzycznych talent show już wcześniej, to dopiero ten program "postawił na osobowość, a nie tylko na warsztat".
- Wcześniej do programów przychodziły dziewczynki ze szkoły muzycznej, ładnie ubrane, grzeczne. Dygały i śpiewały pięknie, tylko nie wiadomo po co. W "Idolu" pojawiały się zjawiska. Osoby, które nie śpiewały perfekcyjnie, ale potrafiły, że tak powiem, być. To bycie było kluczowe. Cała czwórka jurorów tak uważała, producenci nie zawsze - mówiła w wywiadzie-rzece.