Pierwsze jedynki
Z: Worek z kapciami to była podstawowa broń w wojnach szkolnych.
F: To zostało do dzisiaj. A mieliście dysleksję, dysortografię i dysfunkcję lewego oka? Ja mam to wszystko. Stwierdzone w poradni. Na egzaminie do liceum mogłem zrobić tyle błędów, ile tylko chciałem.
Z: Kiedyś byłbyś zwykłym głąbem.
F: No i tak też pewnie było, jak sobie teraz na to spojrzę. Ale poradnia to nazwała w sposób bardzo precyzyjny. Do dzisiaj nie wiem, na czym polega dysfunkcja lewego oka, ale faktycznie, bazgrzę jak kura pazurem, więc może to jedno z drugim jest jakoś powiązane.
Z: To może lewe zamykaj? A piszesz coś jeszcze ręcznie?
F: Czasami na komendzie wypełniam jakieś kwity… A, i byłem królem korepetycji! Oczywiście nie jako korepetytor, tylko jako odbiorca tego cudownego wynalazku, który pojawił się w latach 90.
Z: W moich czasach w przygotowaniu do egzaminu pomagał brat lub kolega. Ale żeby płacić za wciskanie do głowy jakiejś wiedzy...
F: Ja mam wrażenie, że te korepetycje to była odpowiedź nauczycieli na rodzący się kapitalizm. Wydaje mi się, że oni
na lekcjach za darmo celowo przekazywali tę wiedzę w sposób ograniczony po to, żeby dociskać na klasówkach. I nagle okazało się, że bez korepetycji się nie da. Więc każdy zapierdzielał do nauczycieli, którzy na co dzień pracowali w szkołach, na korepetycje. Ja miałem korepetycje – uwaga – z: matematyki, fizyki, chemii, polskiego. Bez tych korepetycji z chemii to ja bym…
Z: Z chemii? Z matematyki! Cokolwiek, jakiekolwiek zadanie… Pamiętam ten wzrok – normalnie inteligentny, żywy. I nagle pojawia się książka, a ten wzrok robi się mętny, nieobecny. Natychmiast pojawia się ziewanie i takie "dajcie mi spokój!”. Ja tego kompletnie nie rozumiałem.