Internauci podchodzą do historii z dystansem
Nie brakuje głosów, że cała historia jest jedynie wymysłem i efektem bujnej fantazji podróżniczki.
- Dziwne, że tak doświadczona podróżniczka jak Pani oddała komuś wszystkie rzeczy wraz z paszportem (sic!!!). I rozumiem że tych strażników, murów i drutu kolczastego Pani nie widziała przy wejściu? Zaskakująca niefrasobliwość - napisał jeden z internautów (zachowano oryginalną pisownię).
- Właśnie o to chodzi. Przy wejściu był tylko mały dziedziniec i dwa stoliki. Nic więcej. Dopiero potem pojawili się strażnicy, zaprowadzono nas do "kwater" i zobaczyłam mur i druty, i okazało się, że jesteśmy zamykani na noc - odpowiedziała Pawlikowska.
Niektórzy zarzucają jej także naiwność i lekkomyślność.
- Beato, myślę, że sama pogwałciłaś najważniejsze zasady, jakich każesz przestrzegać w podróży. Dawniej pisałaś "nawet śpię z moim plecakiem podręcznym, w którym trzymam najważniejsze rzeczy"... Teraz oddałaś twoje karty kredytowe i paszport obcym ludziom? - dziwili się inni (zachowano oryginalną pisownię).
- Wyjaśnię jeszcze tylko "skoro jestem uwięziona, to skąd biorą się codzienne wpisy na FB". To bardzo proste. FB ma funkcję planowania umieszczenia wpisu konkretnego dnia o wybranej godzinie. (...) Kiedy miałam dostęp do Internetu w Kalkucie, przygotowałam dla Was powtórkowe żółte kartki i kilka fotografii i zaplanowałam kiedy mają się wyświetlić. Dzięki temu, kiedy byłam odcięta od świata, pojawiały się wpisy - wytłumaczyła gwiazda (zachowano oryginalną pisownię).
A jak wam się wydaje? Ta historia wydarzyła się naprawdę?
AR/AOS