Bartek Jędrzejak: "Masz wroga? Najlepiej go dobrze poznać!"
Swoją karierę zaczynał pan w Telewizji Polskiej w Poznaniu. Związany był pan także m.in. z „Wiadomościami”, „Panoramą”, „Teleexpressem”. Obecnie oglądamy pana w TVN. Które z dotychczasowych doświadczeń było dla pana najważniejsze i dlaczego?
Każde z doświadczeń było i jest ważne. Przez wiele lat pracowałem jako dziennikarz programów informacyjnych. To nauczyło mnie zawodu, bo studia w praktyce niestety do tego nie bardzo przygotowują. Tę wiedzę wykorzystuję do dzisiaj choćby właśnie w tych rozbudowanych prognozach pogody. Często prezenterzy pogody są tematem żartów - to w końcu tylko pogodynki i pogoda. Mają ładnie wyglądać i coś tam o tej pogodzie powiedzieć. Dla mnie to aż pogoda. Stanąć przed kamerą i przez kilka minut mówić ciekawie, z sensem, czystą polszczyzną, bez zająknięć i pomyłek. Rozmawiać z gośćmi, opowiadać o miejscu, w którym jesteś. Miękko przejść do pogody. Zrobić to tak, żeby nie oburzył się profesor klimatolog i zrozumiał przeciętny Kowalski. Wszystko w programie na żywo i ze słuchawką w uchu, w której słyszysz komunikaty z reżyserki. To wyższa szkoła jazdy. Na lekkim podejściu przejechało się już kilku początkujących prezenterów, którzy myśleli, że to tylko fryzura, makijaż, uśmiech i dodatek, jakim jest mapa. Zresztą swoją wiedzą dziele się ze studentami. Kiedy wychodzą na środek i mają mówić o czymś tylko przez minutę, ale tak, żeby zainteresować grupę, po 30 sekundach zaczynają się schody. Jedna minuta w telewizji to bardzo dużo. Jedyne do czego się nie mogę przyzwyczaić to nazwa mojego zawodu - "pogodynek" (śmiech). Taki wpis w rubryce zawód we wniosku kredytowym? Wolę mówić o sobie - prezenter pogody.