Praca pełna wyzwań i zagrożeń
Jak sama wielokrotnie powtarzała, praca korespondentki daje jej ogromną satysfakcję, ale mało kto zdaje sobie sprawę, że wiąże się również z wieloma niebezpieczeństwami. Prawdziwe chwile grozy Bojke przeżyła podczas relacjonowania skutków katastrofy w Smoleńsku. W pewnym momencie wraz ze swoją ekipą realizacyjną oraz Przemysławem Marcem (reporterem radia RMF FM) i Markiem Osiecimskim (dziennikarzem stacji TVN24) została zatrzymana i odebrano jej wszystkie dokumenty. Według patrolującego okolice wraku samolotu wojska, polscy korespondenci weszli na teren jednostki bez wymaganych uprawnień.
- Nie jesteśmy traktowani źle. Żołnierze uspokajają, że nic złego nas nie spotka i tłumaczą, że po prostu wykonują swoją pracę - mówiła Bojke.
Dopiero po interwencji konsul Reginy Putki, która znajdowała się w Smoleńsku, dziennikarze zostali wypuszczeni na wolność.
Gdy Bojke relacjonowała wydarzenia dotyczące konfliktu na Ukrainie, niebezpiecznych sytuacji także nie brakowało. Jak jednak wyznała jakiś czas temu, kobiecie jest czasami łatwiej rozmawiać z uzbrojonymi mężczyznami. Przekonała się o tym choćby podczas spotkań z ukraińskimi separatystami.
- Tylko raz na punkcie kontrolnym separatystów na wschodniej Ukrainie usłyszałam, że z kobietą to oni rozmawiać nie będą. Jednak gdy zapytali, kto spośród nas jest tzw. starszym - czyli osobą podejmującą decyzje w naszej ekipie - i dowiedzieli się, że ja, nie mieli wyboru, musieli ze mną rozmawiać. Paradoksalnie, jako kobiecie było mi czasami łatwiej niż kolegom dziennikarzom pracować na Krymie i wschodzie Ukrainy, bo mogłam sobie pozwolić na więcej w rozmowach z uzbrojonymi mężczyznami. Wobec kobiety hamowali agresję, kobietę niezręcznie było im odepchnąć czy uderzyć, a wiemy przecież, że pobicia dziennikarzy nie były rzadkością - powiedziała na stronach press.pl.