"Madame Iwo Byczewski"
W 2002 roku porzuciła swoje życie i znajomych, by wyjechać wraz z mężem i córkami do Brukseli, gdzie Byczewski otrzymał właśnie posadę ambasadora.
- Tuż przed wyjazdem usłyszałam w radiu, jak to wspaniale być dyplomatą, a zwłaszcza żoną dyplomaty. Żadnych problemów, służba, przyjęcia, piękne stroje... Po prostu bajka! Prawda jest taka, że żona ambasadora pod względem formalnym nie istnieje. Na oficjalnych zaproszeniach pisano "madame Iwo Byczewski" – zwierzała się w Super Expressie.
Przez sześć lat zajmowała się domem, bo jako żona ambasadora nie mogła pracować. Nie zamierzała jednak siedzieć bezczynnie.
- Organizowałam koncerty, spotkania promujące polską kulturę – mówiła, dumna ze swojej działalności.