Porażka Dawida była do przewidzenia
Pierwszym zadaniem, jakie postawiono przed tancerzami bieżącej edycji "You Can Dance", było podołanie choreografii łączącej hip hop i flamenco. 27 uczestników zaprezentowało się w tym oryginalnym tańcu nie tylko jurorom, ale i hiszpańskim przechodniom. Zatańczyli na jednym z najsłynniejszych placów w Sewilli. Z tym zadaniem najlepiej poradzili sobie Mikołaj i Sara, którym ten sukces wyraźnie dodał skrzydeł. Dodatkowa energia była im potrzebna tym bardziej, że w następnych dniach trenowali pod okiem wymagających instruktorów. W świat salsy wprowadził ich Brian Van Der Kust, hip hopu - Tony Tazar, a jazzu - Julia Spiesser. Niestety, w żadnym z tych stylów nie odnalazł się wspomniany już Dawid.
B-boy nie nadążał za choreografią, co najmocniej irytowało Briana. Chłopak został przez niego uznany za najgorszego uczestnika, który spowalnia całą grupę.
Ten sam problem pojawił się na zajęciach z jazzu. Patricia Kazadi i jurorzy zauważyli, że chłopakowi wyraźnie brakuje determinacji.
- Ty przyszedłeś tu po to, żeby zawalczyć o ten program. A ja widzę drugą lekcję i ty już nie walczysz- stwierdził Egurrola.
Na kolejnych zajęciach Dawid również wyraźnie odstawał od reszty, budząc swoją nieudolnością irytację nie tylko instruktorów, ale i jury.
- Przychodzicie tu, by walczyć o miejsce w finałowej czternastce, a nie uczyć się od podstaw czegokolwiek- komentował Michał Piróg, wręczając Dawidowi przy najbliższej okazji czerwoną kartkę, czyli bilet powrotny do Polski.