Wojciech Pokora i Agata Nizińska
- Widzę, że nie tylko muzyka, ale i Pani dusza jest czarna. Pełną pasji. Dziadek wcześnie poznał się na muzycznym talencie wnuczki?
Była taka zabawna historia. Zostałam zaproszona razem z dziadkiem do programu „Pytanie na śniadanie”. Siedzimy w studiu, na kanapie, za chwilę mam wystąpić, a dziadek pyta mnie: „Słuchaj, a co ty będziesz śpiewała”. Ja mówię; piosenkę Arethy Franklin. „Aha...to ty śpiewasz piosenki Arety Franklin? No dobrze, to posłucham”. I zaraz po tym występie podszedł do mnie Ryszard Rynkowski, który też tam był, i szczerze mi pogratulował świetnego występu. I mój dziadek bardzo śmiesznie wtedy zareagował, wstał i zaczął się tłumaczyć: „Słuchaj Rysiu, ja nie wiedziałem, że ona śpiewa, taka sytuacja, no rozumiesz, takie zaskoczenie, no kto by pomyślał”. Bo on nigdy w życiu nie słyszał jak ja śpiewam.
- Scena jak z komedii Stanisława Barei!
Trochę tak. A po występie, do moich rodziców zadzwoniła babcia z pytaniem, „Dlaczego my nic nie wiedzieliśmy o tym, że ona tak śpiewa?”. A rodzice słuchają tego mojego wycia już od wielu lat. Już gdy miałam siedem lat brałam skakankę i śpiewałam do lustra, no a potem zaczęły się regularne „łazienkowe wokalizy”. Moi sąsiedzi byli wystawiani na mocną próbę, permanentnie od rana do wieczora, coś tam za ścianą krzyczało, piszczało. Bywało, że pukali w kaloryfer.