''The Room'' (2003) Tommy Wiseau
"The Room" to miód lany na serca wszystkich, którzy nie znoszą arthouse'u. Film wyprodukowany przy całkiem sporym budżecie jest tak zły, że stał się już klasykiem, a oglądanie go straszy i podnieca bardziej, niż niejeden horror.
Aktorzy są beznadziejni, scenariusz kiepski, a reżyser nie radzi sobie ze swoją rolą na planie. Banalną historię miłosną między Johnnym a Lisą obudowuje dziesiątkami niepotrzebnych i idiotycznych wątków pobocznych.
Przez jakiś czas po jego realizacji w internecie krążyły powtarzane z odrazą i fanowską czułością filmowe dialogi.
Produkcja zyskała sławę głównie dlatego, że jej seanse są eventami, w które publiczność radośnie włącza się sama. Odpowiada na padające z ekranu pytania i z dziką przyjemnością zadaje własne. Podobno zaobserwowano też rzucanie w ekran plastikowymi łyżkami.
* Jeśli kino wywołuje emocje, do których wstydzimy się przyznać, „The Room” w tym przoduje!*