Szarganie świętości
„Teksańska masakra piłą mechaniczną” i nakręcone dwa lata później przez Wesa Cravena „Wzgórza mają oczy” szargają jedną z najświętszych wartości Stanów Zjednoczonych: instytucję rodziny.
Jak bowiem inaczej nazwać zabieg uczynienia* klanu zwyrodniałych kanibali głównym bohaterem?* W obu filmach dochodzi do konfrontacji dwóch modeli życia rodzinnego – normalnego i monstrualnego. W „Teksańskiej…” mamy do czynienia z grupą dzieci kwiatów i familią degeneratów, natomiast u reżysera „Koszmaru z ulicy Wiązów” zamiast nastolatków występują typowi przedstawiciele klasy średniej.
W zamierzeniu scenarzysty Kima Henkela horror miał demitologizować amerykańską prowincję, w dziesiątkach filmów przedstawianą jako jedną z ostatnich ostoi tradycyjnych wartości życia zgodnego z biblijnymi przykazaniami i rytmem natury.
To właśnie sielski countryside, gdzie nikt nie zamyka drzwi na klucz, a najgroźniejsza zbrodnia to kradzież cukierków w miejscowym sklepie w rozlicznych obrazach przeciwstawiano wielkomiejskiej dżungli z jej spalinami i przestępczością.