Nie jestem waszym wrogiem
- Czułem, że wszyscy wiedzą o tym, co się wydarzyło, ale nie mają odwagi o tym opowiedzieć. Chciałem, aby po tym filmie nikt już dłużej nie udawał, że nic się nie stało. Chodziło o stworzenie lustra, w którym Indonezyjczycy mogliby się przejrzeć, a potem zacząć myśleć w inny sposób – opowiada sam reżyser.
Jednocześnie Norweg zaznacza, że bohaterowie jego dokumentu są tylko ludźmi. Nie oznacza to, że nie są odpowiedzialni za swoje zbrodnie. Po prostu Oppenheimer nie chce być ich sędzią. Nie na osądzaniu polega przecież rola artysty.
Twórca nie rzuca słów na wiatr. Dokument jest zrealizowany z wielkim wyczuciem, ewidentnym zaangażowaniem, ale i dystansem, który pozwala jednocześnie spojrzeć na bohaterów z dozą obiektywności, ale i zaintrygować się ich brutalnymi, z dumą wygłaszanymi opowieściami o kolejno popełnianych mordach.
Dokumentaliście udaje się dzięki temu pokazać też ewolucję swoich bohaterów. W przeciwieństwie do Indonezyjskiego rządu nie ustawia ich na piedestale, ale i w odróżnieniu od aktywistów walczących o prawa człowieka, nie traktuje z góry. W zamian pozwala im dokonać autoprezentacji, a nam zrozumieć, że ojcowie prawicowego skrzydła paramilitarnej organizacji odpowiedzialnej za ludobójstwa zaczynali kariery jako drobni przestępcy.
Wielu z nich było werbowanych, gdy – jako koniki – sprzedawali kinowe bilety na czarnym rynku. Ci, którzy w ciągu kolejnych lat zabili tysiące osób, do dziś przyznają, że inspiracji do mordów szukali właśnie w kinie…