Dziedzic nie chciała dać jej szansy
- Tak jak inni dziennikarze musiałam stanąć przed komisją weryfikującą moją dykcję i wymowę. Pani Irena Dziedzic stwierdziła, że z taką wadą raczej się nie nadaję. Tylko dzięki przewodniczącemu komisji, profesorowi Młynarczykowi, który stwierdził, że to nie wada, tylko cecha wrodzona, dostałam kartę ekranową i to bezterminową - wyznała w książce Aleksandry Szarłat "Prezenterki". Tym sposobem Terentiew dostała swój pierwszy program "XYZ", który głównie z powodu logopedycznego kompleksu i małej pewności siebie, spędzał jej sen z powiek. - Broniłam się przed tym programem, wierzgałam, płakałam, aż w końcu usłyszałam, że mam wykonać polecenie, a histerię zostawić w domu - wspominała.