Czekanie na słońce było udręką
Aktor do dziś wspomina absurdalny zakaz otwierania ust po to, aby nie wydobywała się z nich para. Wszystko dlatego, że kilka scen było kręconych, gdy na dworze szalał siarczysty mróz, a w scenariuszu było jasne: Duduś i Poldek znaleźli się w środku upalnego czerwcowego dnia. Ot, magia kina.
Łobodzińskiego irytowało również wielokrotne powtarzanie ujęć i nużące oczekiwanie na odpowiednie warunki meteorologiczne. Niebo musiało być zawsze idealnie błękitne, a jak wiadomo, pogoda w Polsce potrafi płatać figle, więc wpatrywanie się w przysłaniające słońce obłoki doprowadzało go do białej gorączki. Co ciekawe, wybawieniem okazywał się deszcz, bo to oznaczało koniec zdjęć.