Octowe życie Moniki Richardson
Kolejna część wpisu Richardson i ponownie nasze komentarze w nawiasach:
"Dzisiaj wiem, że można też inaczej. Można młotkiem rozbić na miazgę resztki nietrwałej świecy (młotkiem w świecę?!). Można wyrzucić ją do kosza (no wreszcie! Brawo!), albo reklamować u Producenta. Można przysiąc sobie, że już nigdy i nigdzie nie zapalimy nowej świecy ("uroczyście przysięgam, że już więcej nie będę pisać grafomańskich tekstów"). Można pociąć i spalić wszystkie zdjęcia, na których widać choć najmniejszy nieelektryczny płomyczek (pani Monika ma zdecydowanie za dużo wolnego czasu...). Można poprzysiąc zemstę na stearynie (Heloł!!! Ziemia do Moniki Richardson!!). Ba, to może być nawet dość wyzwalające: można nareszcie znaleźć w życiu misję, spożytkować swój talent organizacyjny, założyć Stowarzyszenie Rugujących Świece (w skrócie SRUŚ), pojechać na obóz terapeutyczny dla Ocalonych z Elementów Terroru (w skrócie OCET). Życie bez świec jest piękne i czyste, nic nie kapie, nie brudzi się, nie śmierdzi woskiem. Jest jasno i równo. Tego wszystkiego dowiedziałam się niedawno i przez chwilę
wyobraziłam sobie swoje życie w OCCIE (nam ocet kojarzy się ze śledzikami).