Świat, który zszedł na psy
Dzisiaj, kiedy w ogólnokrajowych wiadomościach pokazywane są materiały z obszarów dotkniętych katastrofą naturalną, z łamów gazet spoglądają nieruchome oczy ofiar domowej sprzeczki, a w sieci możemy oglądać zarejestrowaną dekapitację porwanego przez islamskich ekstremistów zakładnika, „Mondo cane” nie wywołuje już takich emocji, jak w dobie swojej premiery.
Jednak mimo to obraz Jacopettiego w pewnej kwestii nadal jest niezwykle bieżący. I nie chodzi o przewidzenie kierunku, jaki obrały współczesne mass media. Pisał o tym już w połowie lat 60. Marcin Czerwiński.
- Film taki, jak „Mondo cane” pogłębia, a raczej unaocznia nasze makaroniczne obcowanie ze światem, objawia kicz zdawkowych relacji z wielką liczbą różnorodnych systemów wierzeń, zwyczajów, gustów. Czyniąc tak, zmusza do zastanowienia, jak należy ustawić się względem wszystkich tych kontaktów, których nie skąpi nam dziś prasa, film, książka, turystyka. *Czy nie jest tak, że akceptując makaronizm i kicz, wybieramy wygodę i spokój wyobraźni, odrzucamy zaś pełną świadomość?*- zauważał socjolog na łamach Filmu.
W dobie internetu słowa te zdają się być aktualne jak nigdy dotąd.
(gk/mn)