Jakub Jankiewicz
Grał między innymi z Martą Żmudą-Trzebiatowską w „Chichocie losu” i Maciejem Stuhrem w „Listach do M.”. Na planie „M jak miłość”, gdzie wciela się w Antka, zawsze nabiera się na żarty Witolda Pyrkosza (serialowy Lucjan). Na Dzień Dziecka chciałby dostać kostkę Rubika albo jakąś łamigłówkę.
Koleżanki i koledzy z klasy (uczę się w czwartej klasie szkoły podstawowej) oraz inni znajomi zwracają się do mnie Kuba, a czasami „Jankes”. Nie pytają, co robię na planie i co będzie w kolejnych odcinkach „M jak miłość”. Nikt nie pieje z zachwytu, nie traktuje mnie inaczej, jest normalnie - akceptują, że występuję w serialach i filmach.
W mojej rodzinie nie ma żadnych aktorów, jestem pierwszym, który próbuje robić coś w tym kierunku. Starsza siostra wciągnęła mnie w dubbing, podkładałem głos do wielu seriali dla dzieci. To ciekawe zajęcie. Bardzo dobrze odnajduję się również na planie. Słucham rad aktorów, bo mają duże doświadczenie i chętnie mi pomagają, a w każdej scenie staram się dodawać coś od siebie. W weekendy chodzę na zajęcia aktorskie, taneczne i wokalne, ale najwięcej uczę się podczas zdjęć. Za każdym razem przed pójściem na plan, mama drukuje mi sceny, w których będę występował, żebym mógł się ich nauczyć na pamięć, a potem mnie przepytuje. Zawsze jestem przygotowany.
Dobrze wspominam wszystkich aktorów, z którymi spotkałem się w pracy. Trudno mi kogoś wyróżnić, bo z każdym z nich grało mi się świetnie. Na planie „M jak miłość” często podpowiada mi pan Witold Pyrkosz, czyli serialowy Lucjan. Doskonale wie, co zmienić, żeby scena była śmieszniejsza, bo ma niesamowite poczucie humoru. Cały czas robi różne żarty, jest z tego znany. Nie wiem dlaczego, ale na jeden zawsze się nabieram. Za każdym razem wygląda to tak samo - siedzę obok pana Witolda i nagle ktoś mnie puka w plecy. Odwracam się, żeby zobaczyć kto, a tu nikogo nie ma, a pan Witold się uśmiecha.