Sympatyczka lewicy
Nie wszystkim podobało się, że mąż dziennikarki pracował w reżimowej telewizji, a para sympatyzowała z politykami lewicy. Kiedy więc władze w TVP przejęła nowa ekipa, Szelewicka z dnia na dzień straciła pracę. Oficjalnego powodu nie podano, a na korytarzach na Woronicza słychać było jedynie kuriozalne tłumaczenia, że prezenterkę zwolniono, bo... jej uroda rozprasza widzów. Ona o utracie pracy dowiedziała się od koleżanki po fachu, telefonicznie. Nic więc dziwnego, że po pożegnaniu w tak fatalnym stylu nigdy już do telewizji nie wróciła, choć do mediów tak.
Po zwolnieniu najpierw pracowała w jednym z banków jako doradca prezesa zarządu, później przez kilka lat mieszkała w Szwecji, gdzie towarzyszyła mężowi, który pełnił stanowisko dyrektora Instytutu Polskiego w Sztokholmie. Po powrocie do kraju uczestniczyła w zwycięskiej kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego z 1995 roku. Prowadziła m.in. spotkanie z członkami jego sztabu w ówczesnej siedzibie SDRP przy ulicy Rozbrat 44. Po sześciu latach Leszek Miller zaprosił życzliwą lewicy dziennikarkę do pracy w rządzie. Pełniła funkcję rzecznika prasowego Ministerstwa Edukacji Narodowej. Znów była w mediach, choć tym razem po drugiej stronie mikrofonu.