Byli razem 35 lat
W 2004 roku Zawadzka dowiedziała się o śmierci pierwszego męża, Wiesława Rutowicza. Tym bardziej bała się o życie ukochanego Gustawa. Do ostatniej chwili wierzyła, że mężowi uda się pokonać chorobę.
On - nie chcąc przysparzać jej więcej problemów, nie dawał po sobie poznać, że opada z sił. Nie zrezygnował z pracy i wciąż powtarzał, że wizyty w szpitalu nie świadczą jeszcze o dramacie. W domu także nie chciał, aby traktowano go inaczej, niż pozostałych domowników. Zapraszał przyjaciół i po trudnym dniu znajdował ukojenie w ramionach żony.
Zawadzka do końca była przy mężu. Niestety, 6 marca 2008 roku aktor przegrał walkę z chorobą. Odszedł w wieku 85 lat. Ich małżeństwo trwało 35 lat.
- Zmarł mój pierwszy w życiu narzeczony, zmarł pierwszy mąż, zmarł drugi mąż. Ci, którzy byli najbliżej mnie, odeszli. Trzej najbliżsi mi mężczyźni. Ale na zawsze pozostali w mojej pamięci. Bo pamięć jest przedłużeniem życia. Mój mąż myślał tak samo. W dokumentalnym filmie Jaśka "Słońce i cień" mówił, że dla niego nikt nigdy nie umarł. Głęboko to sobie wzięłam do serca. Bo człowieka kocha się nawet wtedy, kiedy odejdzie. (...) Lubię wejść do jego pokoju, usiąść w fotelu i poczytać, tak jak robiłam to kiedyś. Ciągle czuję obecność męża – przyznała w wywiadzie dla "Gali".
Długo nie mogła dojść do siebie po stracie „Gucieńka”. Dopiero dzięki wsparciu syna i przyjaciół udało jej się stanąć na nogi.