Felieton Bartosza Żurawieckiego
Odnoszę wrażenie, że w takiej na przykład, Warszawie nikt już nie pracuje, wszyscy bowiem siedzą w sklepach. Nie tyle zresztą siedzą, co stoją - w kolejkach przypominających jako żywo niegdysiejsze ogonki w mięsnych. Korki uliczne sięgają rogatek miasta, tramwaje rozkraczają się na środku ulicy, w metrze psują się czujniki, biletów na pociąg kupić nie sposób, a ludzie warczą na siebie w ten czas miłości i pokoju. U mnie w redakcji natomiast zabrakło wody mineralnej – przed świętami już nie dostarczą.