''Wszyscy się gapią na ten głupi kapelusz''
Jej znakiem charakterystycznym stał się uśmiech i... nieodłączny kapelusz. Pytana, ile tych kolorowych nakryć głowy ma w szafie, odpowiadała:
- Liczyłam do 60. kapelusza, potem już mi się nie chciało. Kapelusze dalej kupuję i dostaję w prezencie. Mogę dodać, że chyba mam kapelusz na każdą okazję. - Jestem z epoki, w której kapelusze nosiło się na co dzień: i do kościoła, i z wizytą do sąsiadki mieszkającej po drugiej stronie ulicy – tłumaczyła się ze swojego przywiązania do kapeluszy w Kuchni. - Gdyby moja matka lub babka weszły do kawiarni bez kapelusza, to wzbudziłyby sensację. Jako dziewczynka nosiłam bereciki, potem kapelusiki, gdy byłam na uniwerku, studiowałam romanistykę, kapelusze. Choć nie miałam pieniędzy, od razu wybierałam taki, który zwracał uwagę, a gdy okazywał się za drogi, to do tego tańszego przypinałam na przykład jakąś woalkę. Kiedy przyjeżdżałam z Warszawy, ojciec mówił: „W kościele stawaj osobno, po lewej stronie. Ja przy tobie nie będę stał. Wszyscy się gapią na ten głupi kapelusz, zamiast się modlić”.