Nastoletni syn walczył o ojca
Tadeusz Broś stracił dach nad głową, przez pewien czas był bezdomny. Próbował utrzymać się, zarabiając jako stróż nocny, telemarketer i wreszcie, już po odstawieniu alkoholu, jako taksówkarz. Miał żal do dawnych kolegów z telewizji, że, kiedy był w potrzebie, nie wyciągnęli do niego ręki. Pewnego razu wiózł ówczesnego szefa "Faktów" TVN Kamila Durczoka.
"Słuchaj, Tadeusz, ty powinieneś to, ty powinieneś tamto'. Kiedy odwróciłem się i zapytałem, czy znalazłby dla mnie miejsce w swojej redakcji, zmieszał się: 'No wiesz, bo ty w dzieciach robiłeś'. I tyle było rozmowy" - opowiadał w książce.
Kiedy Broś staczał się na dno, jego małżeństwo dogorywało. Jedynym, który próbował mu pomóc był nastoletni syn.
- Uczył się choroby alkoholowej na mnie. I nie odszedł. Nie zostawił mnie, mimo że dla większości byłem śmieciem - zwierzył się "Newsweekowi".
To właśnie syn pomógł mu wyjść powoli na prostą i wytrzeźwieć. Potem, kiedy chłopak układał sobie życie w Anglii, regularnie przesyłał ojcu pieniądze na życie.
- On przeszedł przy mnie piekło na ziemi. Idąc do domu, bał się tego, co tam się będzie działo - mówił, prawdopodobnie nie zdając sobie sprawy, jak życie z ojcem alkoholikiem mogło wpłynąć na chłopaka.