Wszystko poszło zgodnie z planem
Dopiero trzeci dzień sprawił, że w restauracji zaczęła być widoczna metamorfoza.
- Będzie tu leśnie, naturalnie, tak jak dookoła was. Nazwa to „Bistro Sztufada”. Miło, szybko, fajne podanie. Pierwsze danie: polski tatar, zupa będzie na tęgim rosole z namoczonego grochu z dużą, fajną grzanką. Na drugie danie sztufada, czyli szpikowana wołowina wędzoną słoniną, do tego pampuchy, czyli knedliki - zarządziła Gessler.
- Ty nas trułeś do tej pory. Za co myśmy ci płacili? - pytał właściciel swojego kucharza, który wolał zachować milczenie.
Finałowa kolacja okazała się sukcesem. Gdy po miesiącu Gessler wróciła sprawdzić, jak po rewolucji działa restauracja, doznała miłego zaskoczenia. Lokal znów tętnił życiem, a w powietrzu unosił się zapach pysznego jedzenia.