Pobyt w domu dziecka przepustką do zwycięstwa?
Okazało się, że powodów do niezadowolenia z ostatecznych wyników może być znacznie więcej. Widzowie zarzucili Adrianowi, że grał na emocjach. Choć podczas castingów każdy zachwycał się jego niezwykłą wrażliwością, po finale zaczęto wytykać mu ckliwość i nadmierną płaczliwość. Uwadze publiczności nie umknął również fakt, że chłopak pochodzi z domu dziecka. Trudne dzieciństwo, o którym wychowanek wolałby zapomnieć, jest mu teraz wypominane niemal na każdym kroku. Wszyscy usiłują udowodnić, że wygrana w programie nie byłaby możliwa, gdyby nastolatek żył w pełnej rodzinie.
- Rozumiem, ma chłopak ciężką sytuację i mu współczuję, i życzę powodzenia w życiu, natomiast to był straszliwie niesprawiedliwy wynik - czytamy w komentarzach na oficjalnej stronie "Mam Talent!".
- To bardzo nieuczciwe ze strony TVN-u, że dopuszczają do tego, żeby jakiś uczestnik od początku miał pewną wygraną. On jeden miał ckliwą historyjkę, a doskonale wiadomo, że to ma decydujący wpływ w głosowaniu - napisał jeden z internautów.
- Niektórzy po prostu są zniesmaczeni, bo oczekiwali sprawiedliwego osądu talentów, a nie kierowania się współczuciem. Adrian jest dobry i tez bardzo go lubię, ale jego talent nie jest tak wysoki jak np. Bereniki, Julki czy innych uczestników. Nie powinien być w finale, a co dopiero go wygrać. Ludzie, trochę pokory, nie kierujcie się wyłącznie emocjami i próbą udawadniania innym czegoś. Trochę obiektywizmu - wtórował mu kolejny.
- Wygrał nie głosem, tylko litością. Byli o wiele lepsi od niego. Znam jego historię i nie jest takim świętoszkiem, na jakiego pozował. Miał problemy z prawem, a ludźmi potrafi manipulować jak nikt. Brawo widzowie za waszą naiwność - grzmiała kolejna niezadowolona osoba.
- Co to jest? W "Mam Talent!" znowu wygrywa litość, nie talent - skomentował sam Marcin Tyszka.
Niestety, nie jest to jednak pierwszy przypadek, gdy oburzeni ostatecznym werdyktem widzowie, bez żadnych zahamowań obrażają laureatów programu.