"Idź na całość"
Chyba nikogo nie zaskoczy stwierdzenie, że Polacy uwielbiają teleturnieje. Nic więc dziwnego, że właśnie tego typu programy od lat tworzą czołówkę kultowych telewizyjnych przebojów. Wśród nich ten o zachęcającej do zabawy nazwie "Idź na całość!". Jak wspominał po latach prowadzący Zygmunt Chajzer, o typowaniu nagród z trzech bramek (lub otrzymaniu całkiem sympatycznej, choć zwiastującej przegraną maskotkę - kota Zonka) marzyły miliony Polaków.
- Do tego programu zgłaszali się wszyscy. Mieliśmy kolejki na pół roku. Siła tego programu polegała na tym, że tak naprawdę każdy mógł wystartować. Tam nie było pytań merytorycznych - zdradził.
Prezenter przyznał również, że producenci bardzo dbali o to, by w żaden sposób nie podnosić trudności merytorycznej teleturnieju. Mało tego, prowadzący doskonale wiedział, który z widzów jest najbardziej podatny na podjęcie ryzyka i zapewni emocjonującą grę.
- Kiedyś w ramach eliminacji na próbie zadaliśmy pytanie, jak się nazywają kwiaty: róże, gerbery... I gość, który zajmował się programem od strony producenta krzyknął: "Nie, żadnej wiedzy! Tu ma być wybór, tu ma być decyzja i emocje". (...) Myśmy wiedzieli prawie wszystko o uczestnikach. Był tzw. research przed programem. Z każdym z 300 uczestników była rozmowa. Ja dostawałem informacje, kto będzie chciał zaryzykować. Kto jest hazardzistą, a kto nie. Kto podejmie fajną walkę ze mną. I na tej podstawie wybierałem ludzi - powiedział Chajzer.
Kto z nas nie chciałby znów poczuć dreszczyku emocji, obstawiając konkretną bramkę?