Nowy seks-symbol?
Po przyszłorocznej premierze „Wstydu” McQueena i „Prometeusza” Ridleya Scotta nie będzie już na świecie kinomaniaka, któremu twarz Fassbendera będzie obca.
Miejmy nadzieję, że aktor uniknie wpadnięcia w pułapkę wizerunku, która zgubiła jak dotąd wielu wielkich, w tym towarzyszącego Fassbenderowi w tytule Jamesa Deana.
Jak trudno jest się z niej wyrwać wie choćby Brad Pitt, który po kilku chybionych krokach repertuarowych z początku kariery bardzo długo wyplątywał się z szufladki „ładnego chłopca”...
Jak dotąd Fassbender podejmuje mądre i przemyślane wybory, romansując z Hollywood, a jednocześnie budując swój wizerunek w opozycji do dominujących trendów. Wygląda na to, że seks-symbol naszych czasów stawia na piękny umysł.
Anna Tatarska