Pseudo-głęboki dramat sensacyjny
I faktycznie, w przypadku „Kolibra” działa każda z tych rzeczy. Po pierwsze, nie jest to typowy akcyjniak ze Stathamem. Scenarzysta Steven Knight, mający na koncie m.in. „Niewidocznych” napisanych dla Stephena Frearsa i „Wschodnie obietnice” dla Davida Cronenberga, tym razem postanowił spróbować sił jako reżyser.
Ambicje nieco go jednak przerosły, czego efektem jest niepotrzebnie rozfilozofowany, pseudo-głęboki dramat sensacyjny, który miał w sobie łączyć estetykę gangsterskiej przypowieści o neonowej dżungli (film kręcono głównie nocą w centrum Londynu) z metafizyczną historią duchowej przemiany jednostki.
Wyszło pretensjonalnie, a całość i tak sprowadza się do tego, że pomiędzy jednym a drugim nadętym monologiem Jason obija gęby podejrzanym typom. A jeśli Stathamw czymś naprawdę jest dobry to właśnie w tym drugim – nie potrzeba do tego dorabiać zbędnej ideologii. A jeśli już trzeba, warto znać umiar.